SMART Business 4/2025 | Page 35

Planowanie nie musi oznaczać tabelek, narzędzi BI i budżetów jak w korporacji. Czasem wystarczy jedna godzina w tygodniu, by przeanalizować saldo przychodów i kosztów, przejrzeć prognozowane wpływy, zastanowić się, co zagraża firmie w najbliższych tygodniach, zapytać: „ czy stać mnie na to zlecenie?”, zanim je przyjmiesz.
Z tego może powstać nawyk, który z czasem przynosi ogromną wartość. Nawyk patrzenia w przód, nie tylko pod nogi. To, że wielu właścicieli MŚP nie planuje, nie jest problemem mentalności. To problem braku przestrzeni. Ale dopóki właściciel nie wygospodaruje czasu na planowanie, firma zawsze będzie działać na granicy ryzyka – i zbyt często przekraczać tę linię.
Wbrew pozorom czynnikiem, który dodatkowo może nam utrudnić planowanie finansowania, jest... „ kontrakt życia”, który zawiązujemy z wymarzonym kontrahentem.
Kontrakt życia, czyli droga do problemów
Dla wielu właścicieli MŚP „ kontrakt życia” nie jest punktem zwrotnym w stronę rozwoju, ale początkiem kłopotów. Paradoksalnie właśnie największe zlecenia potrafią pogrążyć najmniejsze firmy. Dlaczego?
Bo kontrakt nie jest tylko i wyłącznie obietnicą wpływów – to również ogromne zobowiązania po stronie wykonawcy. I jeśli nie wiesz, czy jesteś na niego gotowy logistycznie, kadrowo i finansowo, to może się okazać, że podpisujesz wyrok na własną płynność.
Właściciel firmy MŚP często działa pod wpływem entuzjazmu. Po miesiącach szukania klientów nagle trafia się „ duży gracz” – prestiżowy, znany, może otworzyć drzwi do kolejnych zleceń. W naturalnym odruchu pojawia się ekscytacja: „ Nie mogę tego przepuścić!”.
Ale nie towarzyszy jej pytanie: „ Czy jestem w stanie to dowieźć bez uszczerbku dla reszty firmy?”. Właściciel nie robi analizy, ponieważ nie ma czasu – klient chce decyzji „ na już”. Dodatkowo nie chce zapeszyć – sukces wydaje się na wyciągnięcie ręki. Finalnie nie ma również danych – firma nie prowadzi szczegółowych budżetów, nie zna prognoz cash flow. W efekcie podejmuje decyzję emocjonalnie, a nie finansowo.
Co się dzieje po podpisaniu kontraktu?
Na papierze wszystko wygląda tu dobrze. W praktyce – zaczyna się finansowy maraton, w którym biegniesz bez butów.
Rozpoczyna się realizacja – gotówka wychodzi, zanim wejdzie Pierwszy dzień po podpisaniu umowy to euforia. Właściciel gratuluje sobie odwagi, zespół czuje dumę, klienci i partnerzy mówią: „ robią duże rzeczy”. Ale po kilku dniach zaczynają się pierwsze przelewy – do dostawców, podwykonawców, za paliwo, za materiały, za noclegi i wyżywienie ludzi, np. na budowie.
Często zaliczka, jeśli w ogóle istnieje, to wynosi zaledwie 5 – 10 % wartości kontraktu. Resztę trzeba wyłożyć z własnej kieszeni. To moment, w którym firma zaczyna finansować klienta, a nie odwrotnie. I jeśli nie ma przygotowanej gotówki, już w pierwszym tygodniu może zacząć drżeć o płynność.
smart-magazine. pl
35