pierwszoplanowego – Europa już od dawna nie jest, przynajmniej od zakończenia drugiej wojny światowej osiemdziesiąt lat temu. Teraz takim graczem, ale już nie tyle wiodącym co hegemonistycznym, chciałyby zostać Stany Zjednoczone. Niektórzy o takie ambicje podejrzewają Chiny, chociaż nie sądzę, że marzy im się pozycja hegemona. Chcą być po prostu jedną z wiodących potęg w geopolitycznej grze. I taką pozycję już sobie wypracowały dzięki fenomenalnemu rozwojowi gospodarczemu podczas minionych z górą trzech dekad. Osiągnęły to wskutek specyficznego ustroju opierającego się na korzystnej synergii sektorów prywatnego i państwowego z towarzyszącą im rozważną polityką ekonomiczną. Ustrój ten określam jako chinizm, bo to ani socjalizm, ani kapitalizm.
Świat przyszłości to świat wielobiegunowy, w którym ścierać się będą idee i interesy wielu państw. Szczególne znaczenie będą miały te najsilniejsze, przy czym o ich gatunkowej wadze poza liczebnością ludności i wielkością produkcji oraz mocą militarną w coraz większym stopniu decydować będzie technologia.
W takiej grze mocarstw najbardziej swoje pozycje będą wzmacniać Chiny i Indie, na relatywnie mniejszą skalę Stany Zjednoczone i Unia Europejska. Najmniej liczyć będzie się Rosja ze względu na swój topniejący potencjał demograficzny, marny ekonomiczny i pozostający w tyle technologiczny. Nie można ponadto lekceważyć międzynarodowego znaczenie regionalnych potęg, takich jak Brazylia, Nigeria, Egipt, Turcja, Arabia Saudyjska, Indonezja, Japonia, a zwłaszcza niektórych regionalnych ugrupowań integracyjnych, takich jak Mercosur w Ameryce Południowej, SADEC w Afryce Południowej czy ASEAN w Azji Południowo-Wschodniej, o ile tylko uda im się wzmocnić i usprawnić łączące je więzy integracyjne.
Szans Unii Europejskiej – a nie w klasycznym ujęciu Starego Kontynentu, jakże podzielonego współcześnie! – dopatrywałbym się przede wszystkim w zajmowaniu wypośrodkowanej pozycji w starciu( zakładam, że pokojowym) pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami. UE zdecydowanie nie powinna zajmować w tym konflikcie stronniczej pozycji. Więcej nawet; w obliczu symptomów antyunijnej polityki Trumpa 2.0 Unia Europejska powinna intensyfikować dwustronnie korzystną współpracę z Chinami. Nie tylko ze względu na ogrom tamtego rynku, lecz również zważywszy na rosnące technologiczne przewagi Chin, a ponadto z uwagi na fakt, że jest to państwo przewidywalne w odróżnieniu do USA; przynajmniej tak długo, jak rządzi tam Trump 2.0.
Unia Europejska wciąż ma szansę na poprawę własnej relatywnej pozycji w ramach wielkiego geopolitycznego pięciokąta – USA, UE, Rosja, Indie, Chiny – o ile nie da się zwieść na manowce podkręcanego przez USA i Rosję wyścigu zbrojeń, a pójdzie w stronę pogłębiania integracji oraz zwiększania nakładów na badania i rozwój, pod którym to względem pozostaje w tyle zarówno wobec USA, jak i Chin. Niestety, nie kroczy taką ścieżką, co zapewne cieszy i Trumpa, i Putina, ale bynajmniej nie Chiny, które akurat mają swój ekonomiczny interes w szybkim rozwoju gospodarki Unii Europejskiej, a politycznie bynajmniej nie postrzegają nas jako swego wroga. Zaiste, wielką nieroztropnością byłoby nieuwzględnianie tego geopolitycznego czynnika.
DJ: Dziękuję za rozmowę.
smart-magazine. pl
21