w sumie nadmierne. Trzeba zatem oszczędzać – przede wszystkim poprzez miarkowanie wydatków militarnych, racjonalizację systemu transferów socjalnych i radykalne zmniejszenie kosztów funkcjonowania biurokracji. A to wszystko zaprzecza populizmowi, a po części jest też na bakier z neoliberalizmem. Pozostaje tylko nowy pragmatyzm, do którego obecnie nawet jeszcze dalej niż kilka lat temu.
To się zemści. Nie tylko nad Wisłą. Nad Potomakiem i Renem także. Z kolei nad La Platą zemści się już nie neoliberalne, a wręcz libertariańskie cięcie wydatków przez prezydenta Javiera Mileia, który sam siebie określa jako anarchokapitalistę. Latać z piłą mechaniczną to można na wiecach, ale nie w praktyce życia społeczno-gospodarczego. W każdym przypadku potrzebne jest umiarkowanie, rozsądek i pragmatyzm. Niestety, te cechy stały się jeszcze bardziej deficytowym dobrem niż twarde finansowanie.
DJ: W książce stawia Pan tezę mówiącą, że podczas swojej drugiej kadencji prezydent Trump spowoduje więcej szkód niż za czasów pierwszego urzędowania w Białym Domu. Z czego to wynika?
GWK: Wszyscy się uczą. Donald Trump też. Problem w tym, że podczas pierwszej prezydentury, w latach 2015 – 2019, pomimo zdobywania unikatowych doświadczeń płynących z zasiadania w Białym Domu i sprawowania władzy, dostatecznie nie nauczył się współczesnej ekonomii i nie pojął arkanów mądrej polityki gospodarczej. Zrozumiał natomiast techniki manipulacji opinią publiczną poprzez wykorzystywanie mediów oraz mechanizmy amerykańskiego ustroju prezydenckiego, który usiłuje obecnie eksploatować do maksimum w celu forsowania własnego widzimisię. Nader często stoi to w jawnej sprzeczności nie tylko z nowoczesną wiedzą ekonomiczną, lecz najzwyczajniej zaprzecza zdrowemu rozsądkowi, odnośnie do którego jakoby ogłosił rewolucję. Stąd właśnie podtytuł mojej książki: „ Rewolucja chorego rozsądku”.
Prezydent Trump nauczył się, że wdrażanie jego oryginalnych koncepcji – nie tylko ekonomicznych – wymaga bez mała totalnej lojalności otaczającej go administracji rządowej. Przy okazji teraz też już wie, w jaki sposób w miarę skutecznie omijać kongres i lawirować wokół ograniczeń narzucanych na prezydenckie prerogatywy przez amerykańską konstytucję. Wobec tego tak kształtuje personalia rządowej administracji, aby nikt nie ośmielił się kwestionować jego zdania – nawet wtedy, gdy wiadomo, że nie ma racji, co zdarza się często. W książce cytuję wielce wymowną opinię zapożyczoną z tygodnika „ The Economist”: „ wewnętrzne kręgi pana Trumpa składają się głównie z pochlebców i cwaniaków. Kakistokracja to społeczeństwo rządzone przez najgorszych i najmniej wykwalifikowanych. Może to być przydatne słowo w ciągu najbliższych czterech lat.” Otóż to – jest przydatne.
W otoczeniu, którego luminarze boją się przeciwstawiać megalomańskiemu wodzowi i jego wręcz dyktatorskim zapędom, nie działają sprawnie mechanizmy korekcyjne eliminujące błędne decyzje. To potężny cios wymierzony w demokrację. Tenże „ The Economist” już po kilku tygodniach samowładztwa Trumpa 2.0 bezceremonialnie orzekł: „ Scott Bessent, sekretarz skarbu, i Howard Lutnick, sekretarz handlu, są finansistami, ale jeśli
smart-magazine. pl
17